Zdarzają się dni, kiedy nawet najbardziej zatwardziały pilot potrzebuje chwili dla siebie. Chłopaki mieli wolne – jedni poszli chlać, drudzy ruchać, trzeci pewnie leżą gdzieś do góry zbiornikiem w jakimś barze na Orisonie. A ja?
Ja... postanowiłem po prostu rozpalić grilla. Ot, klasyk, widoki, kiełbaska, niskograwitacyjna samotność. Z hangaru wyciągnąłem Taurusa i obrałem kurs na Clio – myślałem: może znajdzie się jakieś ładne miejsce na czilałt.
59 gówniometrów dalej – nic. Ani jednego miejsca z godną grawitacją na postawienie rusztu. Ale za to znalazł się turysta. Gość bez wyobraźni, bez stylu, bez komunikacji. Leciał mi po ogonie jak pijany Gladius po wieczorze kawalerskim
ale że z zapałem bojowym u mnie było wtedy jak z dostępnością parkingu na Area18 – czyli na minusie – to zadarłem nos, machnąłem skrzydłem i poszedłem w quantę w kierunku MicroTecha.
I właśnie tam, po wyjściu z kwantowego skoku, coś mnie tknęło. Ten dźwięk, ten cholerny dźwięk. Ktoś inny wyszedł z quanty obok mnie ale zero komunikacji, zero transpondera, zero luzu. Programuję trajektorię na Lorville, odpalam napęd i znikam – bo jak wiadomo, gdzie dwóch turystów się ściga, tam trzeci powinien zapierdalać. Lorville, wiadomo – kolejki dłuższe niż historia wojen z Vanduulami, a lagi takie, że nawet MobiGlas musiał się chwilę zastanowić, kim jestem.
Nie ma sensu – mówię sobie, Everus Harbor zawsze brzmi jak „Plan B”.
I wtedy system ostrzegawczy w radiu wypieprza z komunikatem:
Cytat🚨 ATTENTION ! YOU HAVE BEEN MARKED
Przepraszam, co? W strefie bez ostrzału? NIE NO BEZ JAJ.. Daję z buta w kwantę. Port Everus przed nami. Ląduję? A gdzie tam, Kolejka do hangaru jak w NFZ a jak już się otwiera, to zamyka zanim skończysz mówić „autoryzacja”.
I wtedy – dźwięk, którego nie da się pomylić z niczym. idzie rakieta.
Lewa płoza poszła w pizdu. Statek zaczyna wirować jak beret kaprala na paradzie, strata sterowności, dekompresja w przednim sektorze, wyciek quanty... i jeszcze ten jebany alarm w tle. Myślałem, że to koniec, DeliQuent u rodzinki, Armani na dymanku .. GOOD BYE
Ale wiecie co?
Jak się przeleci pół systemu z wyciekiem i leci się dalej tylko siłą przekleństw, to człowiek nie odpuszcza. Z bólem, z potem, z powtarzającym się w głowie „zaraz się rozpadnie, zaraz się rozpadnie” – wleciałem do hangaru jak cud techniki i desperacji.
Taurus... przeżył.
Ja – nie wiem czy do końca.
Mechanicy rzucili się na statek, ja rzuciłem się na automat z tacosami
Bo wiecie co?
Waaalić grilla.
Do dziennika: sprawdzić status płozy w systemie diagnostycznym.
Status: JEBNIĘTA.
-
1
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się