
swt DP: 2952-02-11 - Hej Kapitanie...
Kontakt radiowy mieliśmy tylko co kilkanaście minut więc jego opowieści się urywały – ale nie trzeba było więcej, opowiadał je wielokrotnie więc z czasem udawało skleić się wszystko w całość. Chyba nikt z słuchających jego opowieści nie robił kwasu że przerywa bo radio zawsze milczało gdy chłopak wchodził w zasięg. Tego dnia, tej chwili gdy zaczęły się jego opowiadania coś dziwnego się działo na radarach, coś się nie zgadzało. Sygnały zakłóceń. Skanery, które widziały cienie tam, gdzie nie powinny.
W pewnym momencie cisza.
Nie „brak sygnału”.
Cisza.
Taka, która chwyta cię za gardło i mówi: coś poszło bardzo, bardzo źle. Ludzie zaczęli się odzywać ... koleś jesteś tam? wywoływali go przez radio - bezskutecznie. Z tego co widziałem na radarze.. był już w pobliżu Scrapville, kiedy jak się okazało wpadł w pułapkę. XenoThreat. To nie taka oficjalna frakcja z wielkimi manifestami tylko tacy, co zostali i zdziczeli. Złomiarze, odrzutki, szaleńcy. Zatrzymali go, bo rozpoznali jego transponder. Bo kiedyś był jednym z nich. Nie opowiadał o tym wiele. Ale wiem, że był, czasami na radiu wymsknęło mu się to czy owo... był u nich głębiej, niż chciał. Pomagał w przerzutach — może jako pilot, może jako ktoś, kto tylko dostarczał sprzęt. Myślał, że to „dla idei”. A potem zobaczył, jak z tej idei robi się worek ciał w niskiej temperaturze. Jakoś uciekł, ledwo. Tego dnia nie miał dokąd uciec. Zatrzymali jego statek, wysłali ekipę abordażową i wtedy on ... podpalił własny statek - to o czymś świadczy, kim byli ci odszczepieńcy skoro wolał stracić ładunek niż się z nimi układać. Nie pytaj jak, nie pytaj, dlaczego zostawił wszystko, byle ich zatrzymać na tyle, by móc wskoczyć w kwant. Statek się nie uratował. On – ledwie żywy, wypalony niemalże do żywego mięsa, nadał sygnał awaryjny. Zebrałem go gdzieś na obrzeżu Strefy Cienia, gdzie już nawet sygnał ratunkowy brzmi jak modlitwa w kanale śmieciowym. Wszedł na pokład bez słowa. Cały kombinezon wypalony. Twarz poparzona. Ale usta – jak zwykle – uśmiechnięte. Mnie zamurowało... człowieku cały jesteś ? jak ty przeżyłeś przecież Twój kombinezon prawie nie istnieje Nie zapytał, czy może zostać - po prostu został, Jakby tam na zewnątrz nic się nie stało. I tak do dzisiaj lata z nami. Na jednej z wspólnych imprez został ochrzczony imieniem Armani za swój wyjątkowy styl ubioru, którego nie ukrywajmy - każdy mu zazdrościł. Dziś.. nie potrzebuję czarnej skrzynki, żeby wiedzieć, komu niejednokrotnie zawdzięczam życie. I wiem, że choćby cała flota Vanduuli zeszła się na nasze sygnały, Armani będzie ostatnim, który zostanie na kanale.